Strona głównaLudzieHugh Grant - „Był sobie (pięćdziesięcioletni) chłopiec”

Hugh Grant - „Był sobie (pięćdziesięcioletni) chłopiec”

Przed „Czterema weselami o pogrzebem" niewielu o nim słyszało. Ten głośny film zmienił karierę Hugh Granta. Aktor stał się specem od romantycznych komedii i ról niesfornych, acz miłych chłopców, którzy potrzebują odpowiedniego impulsu, by wraz z ukochaną przy boku żyć długo i szczęśliwie. Cóż, w końcu dojrzał. 9-go września kończy 50 lat.
W zasadzie jednak w przypadku Hugh Granta niebezpiecznie jest mówić o dojrzałości. Ta metrykalna jest nie do podważenia, ale emocjonalnie aktor wydaje się być zadowolony ze swego wizerunku wiecznego chłopca i nie może pogodzić się z upływem czasu. Przyznał, że obawia okrągłych urodzin. Żartuje, że chciałby odebrać sobie życie w klinice przeprowadzającej eutanazję, bo półwiecze jest według niego dostatecznie długim okresem życia...

Nie na darmo aktor zagrał w filmie o wiele mówiącym tytule „Był sobie chłopiec" („About a boy") sankcjonując niemal swój wizerunek, choć to nie ten obraz rozpoczął jego przygodę ze światową popularnością. Na dobre zaczęło się od słynnego obrazu „Cztery wesela i pogrzeb" z 1994 roku, który nie był dla artysty debiutem, ale za to wytyczył mu drogę kreacji trudnego, a jednocześnie romantycznego kochanka. Jak to było zatem na początku?

Hugh Grant urodził się w 1960 roku w Londynie. Studiował literaturę na Oxfordzie oraz historię sztuki w Courtauld Institute. Choć zapowiadał się jako niezły sportowiec - grał w drużynach rugby, krykieta oraz piłki nożnej - już wówczas pragnął zostać zawodowym aktorem. Brał udział w przedsięwzięciach kółka dramatycznego i jeszcze jako student zadebiutował w filmie „Uprzywilejowany" („Privileged" 1982).

Naprawdę znacząca rola przyszła pięć lat później, w 1987 roku Grant zagrał w filmie „Maurycy" nakręconym na podstawie powieści i opowiadającym o doświadczeniu homoseksualnych skłonności dwóch młodych Brytyjczyków studiujących za czasów króla Edwarda VII. Kreacja Granta została zauważona i doceniona, padały kolejne propozycje. W 1988 roku aktor wystąpił w „Brzasku" („The Dawning") wraz z Anthonym Hopkinsem, w 1991 zagrał w „Wielkim człowieku" („The Big Man"), rok później wystąpił w dramacie erotycznym Romana Polańskiego „Gorzkie gody" („Bitter Moon") u boku Emmanuelle Seigner i Kristin Scott Thomas, a w 1993 roku pojawił się w „Okruchach dnia" („The Remains of the Day") znów wraz z Anthonym Hopkindem, a także Emmą Thompson.

W 1994 roku Hugh Grant zagrał we wspomnianej już komedii romantycznej „Cztery wesela i pogrzeb" (partnerowała mu Andie MacDowell), za co otrzymał Złoty Glob, BAFTA i London Critics Circle Film Award, no i najwyraźniej odkrył swoje aktorskie powołanie, tj. grę w tego typu obrazach. Po sukcesie „Czterech wesel" przyszły kolejne kasowe, zabawne, miłosne obrazy, wśród nich najgłośniejsze to: „Rozważna i romantyczna" („Sense and Sensibility"), „Dziewięć miesięcy" („Nine Months"), „Notting Hill", „Dziennik Bridget Jones" („Bridget Jones's Diary"), również wymieniony „Był sobie chłopiec", „Dwa tygodnie na miłość" („Two Weeks Notice"), „To właśnie miłość" („Love Actually").

Skąd popularność tych komedii i powtarzalność kreacji Granta? Cóż, za ich sukces odpowiada pewnie fakt, że kobietom trudno się w aktorze nie podkochiwać. Jest przystojny, uroczy, spontaniczny i wesoły. Gra mężczyznę, który rozmiękczy serce swej wybranki niezapowiedzianą wizytą z kwiatami i butelką szampana, wykrzyczanym na ulicy komplementem, serenadą podczas spotkania biznesowego. Nie jest przy tym banalny, czy nachalny - raczej nieprzewidywalny, tajemniczy, atrakcyjny, po prostu zniewalający. Wady działają wręcz na jego korzyść, bo panie widzą w jego bohaterach osoby, którym brakuje kobiecej troski i zrozumienia, a gdy to dostaną, na pewno będą przykładnymi partnerami... Poza tym czas obchodzi się z Grantem łaskawie - dumny wzrok, pewny krok, lekki uśmiech, szarmanckie gesty przydają mu młodzieńczego wyglądu.

Pikanterii dodaje temu fakt, że charakterystyczne dla Hugh Granta kreacje do pewnego stopnia odzwierciedlają jego osobowość (pewnie dlatego tak dobrze w nich wypada). Jak sam przyznał, nieraz spędzał czas podobnie, jak Will z "Był sobie chłopiec", tj. siedząc na kanapie, oglądając teleturnieje i pielęgnując swoje lenistwo. Przyznał też, że dobrze się czuje w komediach romantycznych i chętnie grywa role tego rodzaju.

Jak przystało na wiecznego chłopca, Grant niejednokrotnie udowadniał brak subordynacji. Jest znany z różnych wybryków. Nie raz wpadał w tarapaty. Po raz pierwszy aktor został aresztowany w 1995 roku. Przyłapano go wówczas na seksualnych igraszkach z prostytutką w miejscu publicznym. Innym razem, w 2007 roku, Grant pobił fotografa. Paparazzi robił zdjęcia aktorowi pod jego domem w Londynie. To zirytowało celebrytę, podszedł do fotografa i zaczął go kopać oraz wysypał nań orzeszki, które właśnie przegryzał. Najwyraźniej nie wyciągnął z tego wniosków, bo w 2009 roku, tym razem w Nowym Jorku, znów agresywnie zachował się wobec fotoreportera.

Skąd skłonność do awanturnictwa? Być może mają z tym związek ataki paniki, jakich aktor nierzadko doświadczał podczas pracy. - Dostaję ataki paniki. Staram się więc sięgać po wszystko, co tylko możliwe - preparaty ziołowe, środki chemiczne. Tymczasem bieganie było jedyną rzeczą, która naprawdę pomogła - wyjawił Hugh Grant. - To mnie uspokoiło, więc nie miałem już napadów. Ale w tym samym czasie odkryłem, że zmniejszyło się moje poczucie humoru. W końcu zatem przestałem biegać - dodał aktor. Pytany o przyczynę wspomnianej dolegliwości artysta odpowiedział, że to nie z powodu publiczności, bo czuje się komfortowo przed wielotysięczną widownią, to kamery są winne takiej sytuacji i ewidentnie aparaty fotoreporterów...

Dorobek Granta zamyka komedia „Słyszeliście o Morganach?" Fani jednak powinni się niepokoić, bo aktor wyjawił, że zamierza skończyć z graniem w filmach i być może wspomniany obraz będzie ostatnim. Celebryta żartował nawet, że czas na zakończenie nie tylko kariery aktorskiej, ale wręcz całego żywota, bo pięćdziesiąte urodziny są dla niego strasznym przeżyciem. - Jestem przerażony. W Szwajcarii istnieje klinika nazwana „Dignitas". Zamierzam udać się tam z okazji pięćdziesiątych urodzin. Pięćdziesiąt wystarczy! - powiedział Hugh Grant. Pozostaje mu życzyć mu niespełnienia tej „groźby".

Zdjęcie stanowi fragment plakatu filmu "Słyszeliście o Morganach?"

Zobacz także

 

 

 

Skomentuj artykuł:

Komentarze mogą dodawać wyłącznie osoby zalogowane.
Jesteś niezalogowany: zaloguj się / zarejestruj się




Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Senior.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Komentarze niezgodne z prawem i Regulaminem serwisu będą usuwane.

Artykuły promowane

Najnowsze w dziale

Polecane na Facebooku

Najnowsze na forum

Warto zobaczyć