Strona głównaLudzieMarzanna Graff i Aleksander Mikołajczak - "dobrzy ludzie dodają nam skrzydeł"

Marzanna Graff i Aleksander Mikołajczak - "dobrzy ludzie dodają nam skrzydeł"

O sztuce która musi docierać do ludzkich serc, o tworzeniu i działalności charytatywnej, o trudnym ale pięknym wspólnym życiu aktorskiego małżeństwa mówią pisarka i aktorka Marzanna Graff oraz aktor Aleksander Mikołajczak.
Joanna Gacka: W ostatnich latach od czasu do czasu przeżywaliście zwiększone zainteresowanie mediów, związane zazwyczaj z życiowymi, rodzinnymi sytuacjami. Czy w świecie show - biznesu można w ogóle zachować prywatność? Jak Wy to robicie?

M. Graff i A. Mikołajczak, fot. Iza MikoMarzanna Graff: Każdy, kto decyduje się na pracę artystyczną musi liczyć się z tym, że media będą komentować jego życie. Nie można obrażać się za to. My musimy przyznać, że jesteśmy dobrze traktowani przez świat mediów. Dlaczego? Szanujemy ich pracę a jednocześnie staramy się tak żyć żeby nie wstydzić się swoich czynów. Z punku widzenia plotkarsko – celebryckiego my jesteśmy nudni. Nie upijamy się, nie wszczynamy kłótni a na dodatek szczerze się kochamy i wolimy pracować niż tylko „bywać”… nuda.

Aleksander Mikołajczak:
Oczywiście zdarza się, że informacje w mediach – mówiąc delikatnie – dalekie są od prawdy. Nie robimy z tego afery lecz grzecznie wyjaśniamy sytuację. Kłótnie do niczego nie prowadzą...

JG.: Małżeństwo aktorskie to zawsze wyzwanie. Wy macie zarówno doświadczenie w grze razem jak i osobno. Co jest łatwiejsze?


MG.: Gramy razem od wielu lat. Dzięki temu poznaliśmy się zawodowo i prywatnie. Wiemy, że możemy na sobie polegać. Czujemy się ze sobą na scenie bezpiecznie. Mamy kilka dwuosobowych sztuk, które – na szczęście – cieszą się dużym powodzeniem. “Podaj dłoń” to sztuka o rodzinie, która dopiero po śmierci ukochanej odkrywa prawdziwe losy tych, którzy już odeszli: babci i dziadka. To czego się dowiadują odmienia ich życie. W tej sztuce śmiech i łzy mieszają się ze sobą. Historia staje się niespodziewanie rzeczywistością, która zaczyna ich dotyczyć. Graliśmy “Podaj dłoń” w takich krajach jak Australia czy USA i zawsze spotykaliśmy się z niebywale emocjonalnym odbiorem. Kolejny spektakl “Działka” dotyczy rodziny, która pęka, z której wychodzą wszystkie emocje gdy okazuje się, że syn sięga po narkotyki. To dziwne ale każdy znajduje tu fragment swojego życia. Nie chodzi o używki ale o relacje w rodzinie...

AM.: Nie zawsze oczywiście pracujemy razem. To taki zawód, że wciąż nam mało pracy. Z wielką radością przyjmujemy kolejne wyzwanie. I mamy nadzieję, że nie zabraknie tych propozycji do końca naszego życia. Nie marzy nam się emerytura lecz granie.

JG.: Panie Aleksandrze, gra Pan już od wielu lat i ma Pan imponującą listę kreacji na dużym i małym ekranie. Jakie role wspomina Pan najlepiej?

AM.: Każda rola jest ulubiona gdy jest. Trzeba przesiać słowa przeze mnie, przez moje emocje. Na pewno z wielkim sentymentem wspominam główna rolę w filmie „Romans z intruzem”. Lubię też wszystkie role, które są jakby „wbrew mnie” czyli stoją w sprzeczności z moim charakterem. To jest właśnie piękne w tym zawodzie, że mogę być każdego dnia kimś innym. Zdarzało się, że jednego dnia grałem ciecia a następnego ministra spraw zagranicznych. Wyzwaniem jest też granie w jednym filmie dwóch ról. Tak było w „Sierpniowym niebie” gdzie zagrałem kolaboranta z czasów II wojny światowej i przedsiębiorcę ze współczesności.

JG.: Równie długa co "aktorska" jest Pana lista ról dubbingowych jak choćby polskie dialogi do Harry'ego Pottera, gdzie użyczał Pan głosu Horacemu Slughornowi, czy przeurocza postać ślimaka w serii "Pingwiny z Madagaskaru". Czy lubi Pan tę część swojej pracy?


AM.: Bardzo chociaż nie jest to łatwa praca. Trzeba umieć jednocześnie słuchać oryginalnej ścieżki dźwiękowej, obserwować postać i ruchy jej warg starając się „wpasować” z dubbingiem a jednocześnie myśleć o charakterze postaci i czytać jej dialogi z prawdą w głosie. Jest to jednak wspaniała możliwość tworzenia kolejnych ról, wiec kolejne wyzwanie dla aktora.

JG.: Razem grywacie najczęściej "na żywo". Ale chyba nie jest to klasyczny teatr? Możecie coś opowiedzieć o Waszych spektaklach? Trudno nie odnieść wrażenia, że są one czymś więcej niż tylko widowiskiem.

AM.: Nie jest to klasyczny teatr? Jest, oczywiście, że jest. Właśnie o to chodzi w sztuce aby coś przekazywać, pobudzić emocje i myśli ludzkie. Nie chcemy tworzyć sztuk, po których widz wyjdzie i zapyta „ale o co chodziło?”.

JG.: Pani Marzanno, Pani od początku dba o to pobudzanie ludzkich dusz. To Pani jest autorką sztuk, w których razem Państwo występują...

M. Graff i A. Mikołajczak, fot. Iza MikoMG.: Tak, to prawda ale dojście do tego nie jest proste. Wiem jakie problemy chcemy poruszyć, do jakich emocji dotrzeć. Trzeba do tego stworzyć fabułę, wymyśleć postaci a potem włożyć w ich usta dialogi. Czasem na tym właśnie etapie zmienia się nagle cała fabuła (śmiech). Gdy po raz pierwszy razem czytamy gotowy tekst następują największe poprawki bo każdy bohater sztuki przechodzi przez nas, musimy to poczuć, żeby wiarygodnie oddać postać.

JG.: Lubi Pani tworzyć sztuki o relacjach w rodzinie?

MG.: Powinno się tworzyć to co się zna i czuje. Wtedy jest to wiarygodne. Rodzina i jej problemy, radości to coś co zna każdy człowiek. W sztuce „Podaj dłoń” opowiadamy o zmarłej babci. Opowiadamy jaka była, co robiła, jak zapisała się w naszej pamięci. Żartom na ten temat nie ma końca. Po spektaklu wiele osób podchodzi do nas i mówi „to jakby o mojej babci/cioci” albo „chciałbym mieć taką babcię”.

JG.: Byliście ostatnio w dwóch skrajnie różnych miejscach na świecie - w czasie gdy tłumy stały na Majdanie i w Los Angeles, tuż przed oscarową galą. W obu tych miejscach poruszaliście w swoich sztukach tematy odległe od aktualnych wydarzeń, a jednocześnie dotykające bardzo wielu ludzi. Czy wielka polityka lub wielka gala nie przesłoniły Waszego przesłania?

AM.: W Kijowie sytuacja zmieniła nagle odbiór naszego spektaklu. Nie chodziło już o kłótnie w domu ale o rozdarcie i niezgodę w kraju. Tym razem według widzów nie mama i tata nie umieli się porozumieć ale różne opcje polityczne. Nie dziecko miało problemy ale Ukraina. Emocje z jakimi wtedy spotkaliśmy się szarpnęły tez naszą duszą.

MG.: W Los Angeles graliśmy w Sali Poli Negri a dekorację tworzyły jej meble. Polonia, która tam przyszła na nasz spektakl „Podaj dłoń” została zaproszona przez proboszcza parafii polskiej. Widzieliśmy ich wzruszenie. Historia stała się żywa, po przedstawieniu mówili o starszych ludziach, których znają. Porównywali ich losy z tym co widzieli na scenie. To był dzień . Nikomu jednak nie spieszyło się nigdzie. Zostali na kawie i rozmowach. Dla nich to okazało się ważniejsze. Mamy zaproszenie na przyszły rok z kolejnym spektaklem.

JG.: Często w mediach pojawia się temat niekiedy absurdalnie wysokich zarobków celebrytów oraz ich skupienia się na własnych zarobkach, ważniejszych niż sztuka czy inne imponderabilia. Pani jest również pisarką, autorką między innymi wywiadów z ludźmi pełnymi pozytywnej energii i otwartymi na potrzeby innych. Czy trudno jest znaleźć takie osoby w świecie show-biznesu? Czy dzisiaj cokolwiek jeszcze robi się charytatywnie, z porywu serca?


MG. i AM.: Odpowiedź może być tylko jedna: oczywiście, ze tak! Znamy wielu takich ludzi. Oni dodają nam skrzydeł, pomagają wierzyć w lepszy świat. Dziękujemy im za to każdego dnia.

JG.: A my serdecznie dziękujemy za rozmowę...

Zobacz także

 

 

 

Skomentuj artykuł:

Komentarze mogą dodawać wyłącznie osoby zalogowane.
Jesteś niezalogowany: zaloguj się / zarejestruj się




Komentarze

  • 20:53:40, 07-04-2014 ~gość: 178.183.249.xxx

    Czy w Katowicach można będzie zobaczyć "Podaj dłoń"?
  • 17:31:50, 13-04-2014 ~gość: 178.183.219.xxx

    Bardzo ciepli ludzie. Przeczytałam ten wywiad głośno w domu. Droga redakcjo, powiadamiajcie nas gdy będą wystawiać swoje sztuki w Gdyni
    Katarzyna
  • 21:35:31, 16-04-2014 ~gość: 178.183.221.xxx

    Pan Aleksander ma rację, w sztuce chodzi o wywołanie emocji, o przekazanie czegoś ważnego do naszych emocji. Niestety coraz częściej w tych nowoczesnych przedstawieniach ja wychodzę i myślę "ale o co chodzi?"
    Antoni
  • 21:11:04, 23-04-2014 ~gość: 178.183.218.xxx

    Dobrzy ludzie powinni każdemu dodawać skrzydeł a tymczasem niektórym dają siłę do wykorzystywania dobrych. Ja jednak wierzę, że dobro wygra
    Kazik

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Senior.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Komentarze niezgodne z prawem i Regulaminem serwisu będą usuwane.

Artykuły promowane

Najnowsze w dziale

Polecane na Facebooku

Najnowsze na forum

Warto zobaczyć

  • Aktywni 50+
  • EWST.pl
  • Hospicja.pl
  • Kosciol.pl
  • Oferty pracy