Strona głównaLudzieMichał Bajor o snach, pasji i miłości strona 2 / 2

Michał Bajor o snach, pasji i miłości

strona 2 / 2


- Nie korci Pana pisanie również piosenek?

Michał Bajor, fot. Rafał Masłow- Popełniłem już dwie czy trzy kompozycje, ale niespecjalnie mnie do tego ciągnie. Może to trochę wygoda, bo prawdopodobnie bym potrafił, ale uważam, że są lepsi. Jeśli chodzi o muzykę, mam jej dużo w głowie, ale jestem wygodny, wystarcza mi to co mam. Życie smakuje mi bardziej mniejszą łyżeczką niż chochlą. Spokojnie realizuję swoje marzenia.

- Są wśród nich chociażby podróże. Wiele razy opowiadał Pan o swojej miłości do Włoch. Zetknął się Pan z nimi już na początku kariery.

- Tak, przed maturą. Po festiwalu Sopot’73 dostałem propozycję wyjechania do Włoch i zrobienia potężnej kariery (nauka języka, nagranie CD, promocja w TV i radio, recitale w duecie z włoską piosenkarką), ale moi rodzice, a w szczególności mama, stwierdzili, że ważniejsza jest matura. Ja oczywiście wtedy żałowałem, ale dla rodziców priorytety były jasne. Dzisiaj to zapewne nie do pomyślenia, większość rodziców by tak nie postąpiła i pomogła w szybkiej karierze dziecka. Wtedy nikt o tym nie myślał. Żeby wyjechać na miesiąc na plan i zagrać w filmie z Beatą Tyszkiewicz („Wieczór u Abdona” w reż. Agnieszki Holland), w drugiej klasie liceum, dyrektor długo dyskutował z mamą, ale ostatecznie stwierdzili, że jestem rozsądny i nadrobię materiał. Tak też się stało. Wracając do Włoch, od lat bardzo często tam jeżdżę z najbliższą rodziną i grupą znajomych. Włosi są w wielu względach podobni do nas, często niepunktualni, rozkojarzeni, fantazjują, pokrzykują, są raptusami, ale do tego kolorowi i życzliwi. To wariacka mieszanka, w której dobrze się czuję. Tam też widzi się kawał historii świata, cały czas coś się dzieje. Do tego Włochy są zjawiskowe widokowo. Nie wyobrażam sobie wakacji polegających na wylegiwaniu się na plaży, to nie dla mnie.

- Często opowiada Pan również o swoich snach. Co się Panu śniło podczas pracy nad płytą „Moja miłość”?

- Kiedyś często śniły mi się dzikie zwierzęta. Ale ostatnio miewam raczej sny związane z kinem. Widzę gwiazdy zagraniczne i to mówiące po polsku. Ale, co ciekawe, to wyłącznie osoby, których już nie ma, albo są już bardzo wiekowe. Nie śni mi się Scarlett Johansson, którą uwielbiam, ale na przykład , Pola Negri, Sophia Loren albo Marlon Brando.

- Miał Pan okazję realizowania kariery już przed maturą, ale tak naprawdę pierwszą płytę wydał Pan wiele lat później.


- To był wynik umowy z Polskimi Nagraniami. Płyta „Michał Bajor Live” odniosła wielki sukces, razem z wydaniem polonijnym, rozeszła się chyba w kilkuset tysiącach egzemplarzy, ale ja, choć może ciężko w to dziś uwierzyć, mogłem sobie za nią wtedy kupić dobry rower. Takie były ówczesne warunki, nikt nie myślał o umowach i prawach. Dzisiaj są inne zasady i inne sumy. Wojciech Młynarski pamięta jeszcze czasy jak były konkursy na piosenki. Te były pakowane w koperty z godłem. Jak się spodobała jury to ono dopiero wtedy sprawdzało czyja jest dana piosenka, a później przydzielano ją wybranemu artyście. Ja z kolei pamiętam wyczekiwania po paszport, kolejki do odpowiedzialnego za nasze wyjazdy zagraniczne PAGARTu , gdzie przychodziło się z perfumami albo bombonierkami. A jak już wyjeżdżaliśmy to z nami zabierali się tajemniczy panowie, którzy wszystko zapisywali. Ja co prawda tylko zahaczyłem o te czasy, ale pamiętam największe gwiazdy stojące w kolejce po paszport i czekające na akt łaski. Dzisiaj rynek rządzi się zupełnie innymi prawami.

- Śpiewał Pan kompozycje wykonywane przez największe gwiazdy, od Brela, przez Piaf, po Grechutę. Nie bał się Pan tych wyzwań, niezwykle trudno dorównać oryginałom?


- Oczywiście, że strach pojawia się często. Największy był chyba przy Brelu, ale dlatego, że byłem jeszcze młody. Miałem jednak bufor bezpieczeństwa, pewność, w postaci tłumaczeń Młynarskiego. Nie łatwo było też z Koftą i , dwoma naszymi „dobrami” narodowymi. Ten krążek („Piosenki Marka Grechuty i Jonasza Kofty”) okazał się jednak wielkim sukcesem, zarówno płytowym, jak i koncertowym. Mój menadżer Janusz Kulik miał tyle zgłoszeń, że musiał przekładać występy na następny sezon. Dawałem, na przykład, 20 koncertów w miesiącu. Szybko się jednak ograniczyłem, po tym jak moja lekarka mnie ostrzegła. Powiedziała: pamiętaj, do gitar kupisz struny, ale głosowych już nie zmienisz. Wiedziałem, że mogę śpiewać po 20 koncertów miesięcznie, ale będę śpiewał krócej. Wybrałem śpiewanie rzadsze, bo będzie trwało dłużej. Gardło musi oczywiście ćwiczyć, być naoliwione, ale nie może być za często eksploatowane. Wolę ograniczenia do kilkunastu koncertów miesięcznie w trakcie sezonu , dla świadomej publiczności na dostawianych krzesłach, a nie rozdrabianie się na przykład na koncerty sylwestrowe czy wakacyjne. Zresztą to nie mój repertuar. Są lepsi.

- Lada moment rozpoczyna Pan trasę koncertową do „Mojej miłości”. Czego oczekuje Pan od spotkań z publicznością?

- Jak widzę się z fanami przy okazji każdej nowej płyty, to już od pierwszego koncertu pytają kiedy będzie następna płyta (śmiech). Mogę wtedy spokojnie odpowiedzieć, że zapewne za dwa lata. Często mi się też zdarza, że przychodzą początkowo niespecjalnie przychylnie nastawieni panowie, niemal siłą przyprowadzeni przez swoje żony (śmiech). Niektórzy mają bowiem mylne przeświadczenie, że Bajor jest koturnowy, pomnikowy, ale jak mnie ktoś poznaje bliżej to jest skonfundowany. Mówi ze zdziwieniem: ale Pan ma poczucie humoru i jest taki kontaktowy .I dodaje: przyjdę następnym razem. Przy okazji nowego krążka mam nadzieję, że nie tylko przekonam do siebie kolejnych fanów, ale też zachęcę ich do nucenia materiału, który w większości znają. Wbrew pozorom, przez wiele lat kariery, widzę, że może nie jesteśmy społeczeństwem wybitnie rozśpiewanym, ale za to kochamy muzykę. Ludzie potrafią docenić dobre kompozycje i artystów. Mam nadzieję, a nawet to wiem, że publiczność wsłucha się w to, co będę śpiewał, bo te teksty są o czymś. Poza tym wiedzą, że będę przygotowany, punktualny, trzeźwy, co dzisiaj nie w każdym przypadku jest oczywiste (śmiech) i że będę śpiewał znane piosenki świetnych wykonawców, w mojej interpretacji . Nie mogę się już doczekać ponownego kontaktu z publicznością.
Strony : 1 2
 

Zobacz także

 

 

 

Skomentuj artykuł:

Komentarze mogą dodawać wyłącznie osoby zalogowane.
Jesteś niezalogowany: zaloguj się / zarejestruj się




Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Senior.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Komentarze niezgodne z prawem i Regulaminem serwisu będą usuwane.

Artykuły promowane

Najnowsze w dziale

Polecane na Facebooku

Najnowsze na forum

Warto zobaczyć

  • Umierać po ludzku
  • Aktywni 50+
  • Poradnik-zdrowia.pl
  • Hospicja.pl
  • Oferty pracy