28-02-2011
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
94-letni Kirk Douglas nie traci werwy. Podczas ceremonii rozdania Oscarów dowiódł mocy swoich sił witalnych podrywając piękną aktorkę, żartując i z wdziękiem wypełniając rolę celebryty wręczającego nagrodę.
Anne Hathaway i James Franco byli najmłodszymi prowadzącymi w historii oscarowych gali, ale to Kirk Douglas niemal przyćmił młodych gospodarzy swobodą, werwą i poczuciem humoru.
Weteran Hollywood miał wręczyć statuetkę najlepszej aktorce w roli drugoplanowej. Wszedł na scenę poświęcając trochę uwagi gospodarzom, szczególnie zaś zaintrygowała go 28-letnia Anne Hathaway. - Jest piękna! Wow! Gdzieś ty była, kiedy ja grywałem? Jeez - wykrzykiwał sędziwy aktor.
Douglas powiedział następnie publiczności, że powinien się do czegoś przyznać, a mianowicie do tego, że kocha kobiety, a szczególnie piękne kobiety i zamierza wskazać pięć z nich. Tak przedstawił nominowane do nagrody aktorki.
Moment odczytania wygranego nazwiska aktor znacznie przedłużał wywołując wesołość audytorium. - Oto moment, na który wszyscy czekamy... - mówił Douglas, aby za chwilę ponownie odwlec podanie nazwiska zwyciężczyni: - Hugh Jackman się śmieje. Nie wiem, dlaczego wszyscy Australijczycy sądzą, że jestem zabawny. Colin Firth się nie śmieje. On jest Brytyjczykiem... - ciągnął Douglas. Trzymał widownię jeszcze jakiś czas w niepewności, wreszcie ujawnił, że Oscara otrzymała Melissa Leo za kreację w filmie "The Fighter" Davida O. Russella. Aktorka kazała się uszczypnąć Douglasowi, by upewnić się, że nie śni, co krewki staruszek pospiesznie uczynił. Słowem, weteran Hollywood błyszczał blaskiem swojej niegasnącej świetności.