06-12-2006
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Pilch, pytany o to, którą książkę uważa za najbardziej udaną, odpowiada: zawsze ostatnią. Jednocześnie podkreśla, że odbiorca ma prawo czytać książkę na swój sposób, ponadto „autor nie określa świadomie tonacji swojej książki. Nie jest tak, że chcę napisać coś optymistycznego albo pesymistycznego. Nie zadaję sobie tego rodzaju zadań. Tonacja wychodzi z materii, a nie na odwrót.”
Pisarz daje się poznać w publicznych wystąpieniach, wywiadach i czatach internetowych jako osoba inteligentna, ironiczna, ale i cyniczna i bezpardonowa. Gdy zapytano go, gdzie chciałby mieć pomnik i ulicę, odpowiedział po prostu: „w dupie”. Twierdzi, ze nadużywa przekleństw, ale- jak widać z jego wypowiedzi- nie stara się z tym walczyć.
Na pytanie jednego z internautów „Gdyby spotkała Pana obca, ładna kobieta, powiedziała "kocham" i dała kartkę z numerem telefonu, co by Pan zrobił?”, szczerze odpowiada: „Zadzwoniłbym rzecz jasna”. Kobiety i alkohol to stałe elementy jego prozy, a niegdyś- jak sam twierdzi- i życia.
Mówi o sobie, że „czasy mnie zmieniły w tym sensie, że skończyłem 50 lat, a człowiek zmienia się na starość”. Jakie to zmiany, przynajmniej w zakresie pracy zawodowej prozaika, ocenią po kolejnych pracach czytelnicy.
W „Mieście utrapienia” Jerzy Pilch pisze „Trzeba mieć, co się chce! I trzeba żyć, jak się chce!”, a sam chciałby mieć w życiu… spokój. Dodaje jednak, że to trudne, bo życie zawsze jest trudne…
Zgłoś błąd lub uwagę do artykułu