31-05-2015
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
- Wróćmy do Pana śpiewania. O jakie piosenki najczęściej proszą widzowie? Czy to są te które i Pan lubi czy one się już Panu „ograły"? - Właściwie wszystko się już „ograło", bo ja już bardzo długo śpiewam. Na szczęście adrenalina jaka mnie zawsze „trzyma" na scenie pozwala dobrze wykonać wszystko, ponieważ nie są to rzeczy łatwe - wbrew pozorom te melodie nie są proste do zagrania i do zaśpiewania. Zagranie Bacha czy „Opowiadaj mi" na trąbce albo czardasza wymaga wysiłku i dobrej formy.
- Czy Pan po tych ponad 40 latach występowania na scenie czuje się „legendą polskiej muzyki rozrywkowej"? - Nie, zupełnie nie. Ja właśnie ostatnio przestałem już się popisywać, „szpanować" na scenie. Po prostu cieszę się, że ludzie przychodzą. Mam już dystans do swojej pracy i tego co się z nią wiąże w sensie sławy czy rozpoznawalności. Dużo mi w tym dystansie pomogli chłopaki z Mitch&Mitch - kiedyś byłem zestresowany i nieco „gwiazdorzyłem", teraz chcę się bawić z ludźmi, chcę żeby panowała „atmosfera wzajemnego zrozumienia", żeby ludzie byli zadowoleni, tu i teraz, podczas koncertu. Chcę żeby pomyśleli, że dobrze że ja przyjechałem, że dobrze że oni przyszli i że nie ma między nami tego „gwiazdorskiego" dystansu, nie ma telewizora, ogromnej ekipy reżyserów, scenarzystów i techników. Że nie ma sztucznych oklasków, sztucznych śmiechów...
- Odejdźmy na koniec od muzyki. Wiele osób narzeka że wiek dojrzały, seniorski przynosi przede wszystkim trudności, kłopoty, choroby. W Pana przypadku wydaje się, że jest zupełnie inaczej, że jest Pan cały czas pełny energii, nowych pomysłów. Czy ma Pan jakiś swój przepis na to, żeby z takim entuzjazmem podchodzić do życia w każdym - również ? - To oczywiście jest sprawa indywidualna. Ale to znaczy też, że każdy jest sam odpowiedzialny za swoje dobre lub złe samopoczucie. Można wstać rano i zacząć narzekać i martwić się, że trzeba wstać, ogolić się, pojechać kilkaset kilometrów (a tu leje deszcz, albo świeci słońce i jest za gorąco i te korki wszędzie), zagrać koncert w nieznanym miejscu gdzie nie wiadomo czy wszystko jest przygotowane, czy ludzie kupili bilety, czy wszystko pójdzie jak trzeba, czy zdąży się chociaż cokolwiek zjeść w międzyczasie - słowem że zapowiada się beznadziejny dzień. Albo - opcja druga - wstać rano i pomyśleć że teraz się fajnie ogolę i odświeżę, pojadę w nowe miejsce, po drodze zobaczę jak fajnie różne rzeczy się budują i rosną, poznam nowych ludzi, zagram koncert dla ludzi, którzy przyszli bo lubią moją muzykę, dostanę brawa, potem sobie spokojnie coś zjem - no życie jest piękne.
Moja filozofia życiowa jest taka, że jak człowiek rano powie sobie że będzie fajnie, bo to kolejny dzień w którym się obudził i będzie miał okazję go przeżyć to - bez względu na pogodę czy wydarzenia - inaczej się patrzy na świat. A jak jeszcze umiemy czerpać radość z uśmiechu drugiej osoby, z możliwości sprawienia komuś przyjemności - ale ja mądrze gadam (śmiech)- to wtedy jest jeszcze lepiej. Trzeba być optymistą - bez względu na wiek. Od skwaszonej miny, narzekania, zazdrości, zawiści człowiek się szybciej starzeje.
Proszę zobaczyć takie osoby jak - , Irena Santor, Maria Koterbska, Beata Tyszkiewicz - one są w dalszym ciągu, rzez cały czas piękne - dlatego że nie są zawistne, zgorzkniałe, szukają fajnych momentów w życiu i cieszą się każdą dobra chwilą. To od nas, od naszego odbioru rzeczywistości zależy czy będzie nam fajnie czy nie.
I tego dobrego pozytywnego odbierania życia, relacji z bliskimi i oczywiście muzyki Państwu życzę.