08-09-2006
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
24 października 2003 roku z rąk gubernatora generalnego Kanady Leonard Cohen otrzymał Order of Canada, najwyższe odznaczenie państwowe, przyznane za wybitny wkład w rozwój kanadyjskiej kultury.
Jednak już rok później dowiedział się, że podczas gdy walczył z depresją w samotni, pełnomocnicy najprawdopodobniej ukradli mu pięć milionów dolarów. Cohenowi zostało na koncie 150 tysięcy, tymczasem fiskus żądał od niego 10 razy więcej tyutłem zaległych podatków. Sprawa była bardzo poważna. Leonard Cohen rozpoczął wielką batalię sądową o pieniądze. Żeby opłacić procesy, wziął kredyt pod zastaw domu w Kalifornii. Złożył ostatecznie w sądzie prośbę o umorzenie zobowiązań. I powoli zaczął żegnać się z marzeniami o dostatniej emeryturze.
W międzyczasie ukazała się jego kolejna płyta „Dear Heather”. Na wydanym na 70 urodziny albumie, Cohen rozliczał się z przeszłością. Przywołując biblijnego Hioba, na którego Jahwe zsyłał kolejne nieszczęścia, zastanawiał się, czy może go jeszcze spotkać jakiś cios i odpowiada sobie, że na wszystko jest przygotowany.
Album został bardzo dobrze przyjęty, szczególnie w Polsce. „To prawdziwie nowy Cohen […] Siedemdziesięciolatek, który po jedenastu nagranych płytach ciągle ma coś ważnego do powiedzenia”, pisał recenzent Gazety Wyborczej.
Dobrze to wróży najnowszemu krążkowi, który ma powstać, zatytułowanemu „Red Alert”. W planach jest też pierwsza od 12 lat trasa koncertowa.
Oprócz tego, Leonard Cohen nawiązał ostatnio współpracę z zespołem U2. Artyści nagrali wspólnie utwór „Tower Of Song”, który znajdzie się na albumie „Leonard Cohen: I'm Your Man”. Płyta jest soundtrackiem do filmu o tym samym tytule, którego produkcją zajął się Mel Gibson. Obraz po części stanowi dokument, po części koncert w hołdzie dla słynnego kanadyjskiego barda.
Zgłoś błąd lub uwagę do artykułu